Popularne posty

piątek, 27 grudnia 2013

I znów koniec roku, i znów jestem starszy

                        Teodor Axentowicz "Młodość i starość"




    Dziękuję wszystkim za odwiedziny, za pozostawione tu komentarze i życzenia świąteczne. 
    Moje wpisy są ostanio rzadsze, bowiem jesienno zimowy czas prędzej upływa, a ja - wraz z mijającymi miesiącami życia - pracuję na zwolnionych obrotach.
    Właśnie  niedawno zorientowałem się, że czynność, którą wykonywałem jeszcze kilka lat temu w przeciągu pięciu minut, teraz  zajmuje mi ich piętnaście. Kiedyś tłumaczyłem sobie przyśpieszenie upływu czasu wymyśloną teorią "spirali czasu".
  Wyobraźmy sobie koło z narysowaną spiralą, której jeden koniec znajduje się na krawędzi, drugi zaś w centrum. Centrum to punkt wyznaczający  moment   naszej śmierci, a cała spirala  symbolizuje czas naszego życia. Rodząc się, znajdujemy się na jej początku, na krawędzi koła . W miarę kręcenia się koła, powoli przesuwamy się ku jego centrum po tej właśnie spiralnej linii, stanowiąc jednocześnie zewnętrzną granicę promienia  koła. Jak zauważymy, w miarę zbliżania się do centrum, promień  koła  naszego życia bedzie się zmniejszał , ale obrót nasz będzie się wydawał szybszy. Czy tak jest naprawdę? Do niedawna tak mi się wydawało. 



    Od czasu, gdy przeszedłem na emeryturę i zaczęły mi wypadać z ręki różne przedmioty, gdy musiałem schylać się po nie, albo - gdy zastanawiałem się nad kolejną czynnością, zrozumiałem, że tajemnica upływu czasu jest inna : po prostu, starzeję się i wolniej wykonuję wszystko, ręce nie są już tak zgrabne, umysł też nie taki sprawny jak niegdyś.  Gdy patrzę w lustro, widzę człowieka już nieco znużonego ( paradoksalnie -  korzystniej wyglądam wieczorem niż rankiem) i zastanawiam się, czy ten facet po drugiej stronie to ja, czy też  ktoś inny. Jednak ruchy  są moje, dziurka w brodzie - jeden z mych atutów i znaków rozpoznawczych - również moja , łysina, którą zdążyłem polubić, także należy do mnie. Zatem , choć ten facet trochę postarzał się fizycznie, to jestem  nim  na pewno ja - z tym samym uśmiechem szerokim i duchem młodzieńczym, który jednak nie starzeje się. 
 

    Jak  czasem pozory mylą... Czując się wewnętrznie  młodym, stanąłem w wypełnionym wiernymi  kościele. Nie szukałem wolnego miejsca, bowiem zbiłem w lecie trochę wagi i stanie podczas Mszy św. nie było przykre dla moich nóg oraz kręgosłupa. Zresztą, i tak bym długo nie siedział, gdybym zauważył stojącą niedaleko kobietę, nawet młodszą od siebie. Tak zostałem wychowany od dziecka. Czasem, ustępując miejsca kobiecie, zawstydzałem mimowolnie młodych "samczyków" rozsiadających się wygodnie na krzesłach.
    Otóż, jakie było moje zaskoczenie i zażenowanie jednocześnie, gdy poczułem lekkie pociagnięcie za rękaw. To kilkanaście lat (zapewne) młodsza ode mnie kobieta  zaprosiła mnie do ławki na swoje miejsce . Na nic zdało się moje tłumaczenie : "dziekuję bardzo, dobrze sie czuję,  niech pani siedzi, ja postoję" - kobieta owa usiąść  już nie chciała i z ciepłym  uśmiechem na twarzy, zdecydowanie wskazała mi moje miejsce. Musiałem usiąść, choć nieswojo się czułem. I wówczas uświadomiłem sobie, że rzeczywiście muszę wygladać już staro w oczach bliźnich, zatem muszę też zachowywać sie poważniej, jak na staruszka przystało. 
 (Fotografie z zasobów Google)

wtorek, 19 listopada 2013



"Więcej niż miód" - rewelacyjny film o pszczołach nie tylko dla pszczelarzy

Więcej niż miód (2012)

    Uczestniczyłem w ub. niedzielę w projekcji głośnego już w  środowisku pszczelarskim filmu "Więcej niż miód", autorstwa nominowanego do Oskara szwajcarskiego reżysera,  Markusa Imhoofa.  Świetny film nie tylko dla pszczelarzy, którzy wraz ze swoimi rodzinami wypełnili salę kinową, ale dla każdego.
   Jest to film dokumentalny, kręcony za 2 miliony euro przez 5 lat, z czego przez 2 lata przy użyciu mikroskopowych kamer, minihelikoptera przytwierdzonego do tułowia pszczoły oraz innych specjalistycznych urządzeń pozwalających podglądać rodzinę pszczelą w ulu, w skalistych gniazdach a nawet w powietrzu i  w wielu sytuacjach , których nie moglibyśmy nigdy zobaczyć gołym okiem.
   Wraz z  reż. Markusem  Imhoofem, którego dziadek był właścicielem cukierni, sadu i liczącego kilkadziesiąt uli pawilonu pszczelarskiego, wybrałem się w filmową podróż na różne kontynenty śladami  pszczoły miodnej - od szwajcarskich Alp (jakież piękne krajobrazy), przez amerykańska Kalifornię,  ( olbrzymie sady migdałowe), Dakotę, do  Brazylii,  Australii i Chin ( w tym ostatnim kraju pszczołę  starali się zastąpić ludzie).
   Uderzył mnie ogromny kontrast w podejściu do pszczół  w Europie i USA.  My, europejscy pszczelarze podchodzimy do tych owadów ze szczególną czułością , pietyzmem (wiem to po sobie), przeżywamy śmierć pojedynczych pszczół czy całych rodzin jak stratę  kogoś bliskiego. W pasiekach amerykańskich, mających charakter wędrowny i przemieszczających się w ciągu 2 dni i nocy  w przestrzeni 1200 km, pszczoły zapylające kilkusethektarowe sady migdałowców traktowane są w sposób iście  barbarzyński, jak niewolnice  mające przysporzyć pieniądze właścicielowi pasieki  (on otrzymuje zapłatę za zapylenie sadu) i właścicielowi plantacji ( otrzyma konkretny  zysk ze  sprzedaży migdałów, które zebrał dzięki pracy milionów  pszczół). Potem  ule z rodzinami pszczelimi  poddawane są mechanicznej obróbce na taśmociągu, podczas której masa pszczół ginie zgniecionych przez maszynę oczyszczającą i odsklepiająca ramki z miodem.
    Wiele miejsca poświęcono w tym filmie masowemu ginięciu pszczół - problemowi, z którym borykamy się także w Polsce, a także innym zagrożeniom, między innymi stosowaniu pestycydów i warrozie destruktor. Ze względów praktycznych w Kalifornii opyla się sady migdałowe w ciągu dnia, gdy pszczoły jeszcze zapylają . Widzimy więc, jak  pszczoła na kwiatostanie dostaje dawkę  rozpylonego środka chemicznego i jak powoli umiera. I widzimy też pracę sadowników chińskich, którzy wpierw zbierają pyłek z kwiatostanu gruszy, a potem inne brygady  "obiadują" gałęzie drzew gruszowych i zapylają pędzelkami każdy kwiatek, bo pszczół w tej prowincji już dawno nie ma.
    Tak, warto zobaczyć ten film. Warto zobaczyć, na czym polega fenomen tego boskiego owada, który amerykańskim farmerom pasiecznym daje pieniądze, a nam europejskim pszczelarzom daje - oprócz słodkiego miodu i innych produktów -  przede wszystkim ogromną radość wspólnego przebywania.

poniedziałek, 11 listopada 2013



   Miał być nowy wiersz na tę okazję, bo myślałem, że od tamtego czasu wiele zmieni się w dniu dzisiejszym, że to święto będziemy obchodzić zgodnie, razem, radośnie, bez wzajemnych "wyliczanek". Tak jednak nie jest i długo nie będzie. Ktoś nie uznaje tej Ojczyzny za swoją, bo władza mu nie odpowiada, choć wybrana przez większość narodu, w sposób demokratyczny, uczciwy. Nie utożsamia się z Narodem, który - choć mocno zróżnicowany i niedoskonały, wraz ze swoimi zaletami i wadami - nadal jest narodem Lechitów, czyli Polaków, którzy też potrafią zachwycić i przyciągnąć ku sobie innych. Trzeba dużo mieć w sobie nienawiści, by tym Narodem pogardzać. Dlatego ten wiersz , choć już trzy lata temu publikowany w innym blogu,  przytaczam ponownie ze względu na jego aktualność.

Jeszcze ciszej Cię szepcę


Jeszcze ciszej Cię szepcę

Ojczyzno…..

gdy wokół

tyle wrzasku, jazgotu,

- sztandary bez proporczyków,

przemarsze nie-w imię miłości;

oni nie – jak pisał poeta –

do Twoich się kolan

z pokłonem cisną i radą;

pięść zaciśniętą mają

i oczy wściekłością zajadłe,

 a w drugim ręku

krzyż Zbawiciela

- większy, mniejszy -

nieważne, bo nie  do modlitwy tym razem,

 tak jak Ty –

  nie do miłości -

 szargana  po bruku Warszawy

 w imię prawa, prawdy,

 w imię niby-pamięci,

 co jednym tylko ma służyć.



(Chichot Szatana, który znowu postanowił go opętać, jak kiedyś Kordiana. I chyba mu się udało, tylko ten „Kordian”  nie jest poetą. Więc może Pankracego? Wszak jego celem –  też zniszczenie hrabiego)

   ………………………………………………………………………………          

 

„Tyleś razy  we krwi skąpana”

-śpiewaliśmy ze łzami w oczach,

ściśniętymi miłością gardłami,

 kiedy strach tłamsił nadzieję

a brat  brata zabijał,

bo „obcy” miał ręce zajęte.



Słyszałem teraz ……

tłum Cię śpiewał

 w Warszawie,

 w marszu

 na Pałac, przed Pałac ( obojętnie, na jedno wychodzi),

 tak żądny zemsty:

 za smutek jego,

 za nieudolność jego,

 za porażkę jego,

 za samotność jego

 za brata jego;

 za człowieka z charyzmą,

 który słowem

 żongluje zgrabnie

jak na arenie,

choć i jemu zdarzają się wpadki.



Pytałaś  poetę, Ojczyzno,

słysząc idące pomruki:

„cóż to za  moc je poduszcza?”

To wróg  się czaił zza miedzy,

zbrojny ciężkim orężem;

to Szatan gotował Ci dolę

na długie lata niewoli

i wtedy synów najlepszych

straciłaś i córki…

………………………………

 Potem Twój Naród

 powstał  zbudzony

Duchem, co zstąpił

 na głos potężniejszy od spiżu,

 Tego, którego krew

 „dawne bohatery”,

 a imię ……

  to syn Twój najmilszy,

 Namiestnik Kościoła,

 którego słuchaliśmy,

 ale nie do końca

 uważnie……

 bo nie miało być

 tych pięści zaciśniętych,

 warg wykrzywionych przekleństwem,

 szyderstwem,

 szargania Cię jak dziwką….

(Na krótki czas staliśmy się jednością, przywaleni ciosem, gdy ryk syren oznajmił światu

dwa słowa: Katyń – Smoleńsk. Ustał również chichot Szatana…na moment tylko).

………………………………………………………………………………………………………



Nie umiem krzyczeć, Ojczyzno,

choć krzyknąć chyba należy,

że pieśń ta dziś brzmi fałszywie,

bo żadnych łańcuchów i kajdan

wraz z Tobą już nikt nie dźwiga -

jedynie starych upiorów brzemię

zniewala nasze umysły;

jadem się cisną spod czaszki

słowa jak noże przez wargi

 by zabić brata i siostrę

w imię szatańskiej idei…

…………………………………………………………………………………………………..



Dlatego ciszej Cię szepcę

Moja Kochana Ojczyzno.

                                                                                       13.04.2011

środa, 9 października 2013

Jesienne zaganianie




"Minął sierpień,
 minął wrzesień,

znów październik 
i ta jesień ..." - śpiewał Wiesław Michnikowski. 
Bardzo lubię tę piosenkę, a jej wykonawca wzrusza mnie do łez.
Ostatnio jesień zaprzątnęła moją uwagę, podkręcając i tak już napięty czas.
 Dlatego byłem nieobecny.
Przenosiłem swoją pasiekę na działkę, o czym pisałem w "Przedśpiewie". 
Miałem przez kilka dni wizytę  rzadkich, ale bardzo miłych gości z rodziny, więc i na internetowe spotkania nie było czasu. Goście pomagali mi przy zbieraniu orzechów i napstrykali przy okazji trochę fotek z pasieki.

 Tu  właśnie nazbierałem trochę orzechów miedzy ulami

A tu "ktoś" mi podjada maliny. Smacznego, miły Gościu!!!

Miałem jeszcze  imprezę rodzinną, na którą zjechało w gościnę 18 osób, a ta impreza zawsze jesienią wypada. Było wesoło i ciepło, bo rodzinnie.
Dzisiaj spędziłem czas na działce  , budując ze szwagrem magazyn pasieczny jako przybudówkę do altanki .Szkielet już jest pokryty blachą i chcę w tym tygodniu wszystko zakończyć. Czeka mnie jeszcze  nawożenie i przekopywanie działki. Zawsze w tym czasie, podczas kopania słuchałem klangoru odlatujących żurawi. Teraz odleciały nieco wcześniej. Liczę że piękna pogoda utrzyma się dłużej. Dziś po raz pierwszy ujrzałem babie lato.A moje dziewczyny  radośnie  latały, przynosząc jeszcze pyłek Jutro muszę  zrobić im ostatni przed zima przegląd i sprawdzić stan zapasów. na brak zajęć nie będę narzekał. Żeby tylko ktoś jeszcze przyczynił czasu....

wtorek, 17 września 2013

Powiat miodem płynący



    Udała  się nam impreza, choć przełożona z czerwca na wrzesień z powodu tamtejszej niepogody.Wprawdzie i w niedzielę pokropiło , ale niewiele i ludzie bawili się znakomicie. Współorganizatorzy spisali się na piątkę.
    Szkoda tylko, że powiatowo-gminno-pszczelarska uroczystość zbiegła się z tą najważniejszą, jaka miała miejsce w Jarosławiu na Rynku, gdzie abp Tadeusz Gocłowski dokonywał rekoronacji cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej, Pani Jarosławskiej (można zobaczyć relację , klikając w GOOGLE na stronę oo.Dominikanów  w Jarosławiu https://picasaweb.google.com/jaroslaw.dominikanie/RekoronacjaCudownejPietyMatkiBozejBolesnejPaniJarosAwskiej). Niestety nie mieliśmy wpływu na datę naszej imprezy, ale i tak w uroczystościach jarosławskich uczestniczył pszczelarski poczet sztandarowy z naszego Koła.
    Po Mszy św.  mieliśmy  w sali gimnastycznej  Gimnazjum panel szkoleniowy dla pszczelarzy i sympatyków pszczelarstwa. Miałem również okazję wystąpić z referatem na temat właściwości leczniczych produktów pszczelich i o dziwo, nie uśpiłem nikogo ( czego obawiałem się najwięcej) . Pozwoliło mi to w pewnym sensie otrząsnąć się z bolesnych przeżyć minionego tygodnia.
    Było ciekawie, co widać na  obrazkach  (gdzieś i ja jestem, ale to do odgadnięcia), jeśli klikniecie odpowiedni link strony Starostwa Powiatowego w Jarosławiu:
http://www.starostwo.jaroslaw.pl/aktualnosci/item/1457-slodka-niedziela-w-ro%C5%BAwienicy.html

środa, 4 września 2013

(Nie)wesołe jest życie staruszka

     Kiedy na niedawnym  weselu  wodzirej zadedykował  taniec kolejny  parze seniorów (jedynej na tym przyjęciu), biegałem oczyma po sali, szukając adresatów dedykacji, gdy nagle uświadomiliśmy sobie z żoną, że wszyscy weselnicy serdecznie uśmiechają się do nas, bijąc brawo. No to poszliśmy w tan, kręcąc walca i choć nie jestem tancerzem nawet trzeciej klasy, to w tym momencie  pokazałem młodym, jak senior tańczy (nawet małżonka mnie pochwaliła).
    Dziś spotkałem w sklepie parę swoich uczniów. Są małżeństwem właściwie od szkoły średniej. Pamiętam, jak sekundowałem im po cichu, obserwując ich podczas lekcji, na przerwach, na wycieczkach; wydawało się , że są właśnie dla siebie stworzeni. Wieźli w  wózku na zakupy trzyletniego chłopczyka
     - Dzień dobry  panie profesorze! Co u pana słychać!
     - Witam was! Dobrze się czuję jak na emeryta. - Dałem im do zrozumienia, że sporo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania. - A  co u Was? Widzę, że macie fajnego synka. To chyba najmłodszy?. Cześć,  mały! - wyciągnąłem dłoń do malca, który akurat zainteresowany był czymś  innym i zupełnie mnie zlekceważył.
     - Michaś, podaj panu rączkę... no daj babci tę zabawkę i przywitaj się z panem - zwróciła się do niego  babcia... (no właśnie, jak ona ma na imię? nawet nie pamiętam ich nazwisk).
       Porozmawialiśmy chwilę i pożegnaliśmy się raczej z mej inicjatywy, gdyż nie chciałem, by w trakcie dłuższej rozmowy  wydało się, że z moją pamięcią nie jest w porządku. Ale,  o ile tę lukę pamięciową mógłbym wytłumaczyć jako coś normalnego u nauczyciela,  który nie musi pamiętać setek  swoich uczniów, to przeraziło mnie coś innego: jestem już starym człowiekiem. Moi uczniowie są dziadkami, o czym miałem okazje dopiero co się   przekonać, a w grupie weselników  jestem jedynym seniorem. A mnie się zdawało, że jestem nadal taki sam , jak przed czterdziestu paru laty, gdy wchodziłem w dorosłe życie, gdy mogłem wszystko,  brałem się za różne wielkie sprawy, nie bacząc na ich ciężar.
    Dziś smaruję maścią na noc  bolące  od przesilenia ręce, obolałe z dźwigania nadwagi  nogi, co chwilę zmieniam pozycję , by choć trochę ulżyć kręgosłupowi, nachylam głowę,  by lepiej usłyszeć rozmówcę i wykonuję wiele innych czynności starego człowieka. I choć z natury jestem pogodnym Tomaszem, czasem na śmiech nie mam odwagi (albo ochoty).

czwartek, 1 sierpnia 2013

Co rok o tej porze



Przypominam ten wiersz, bowiem jest on aktualny w każdą rocznice tego pamiętnego wydarzenia. Wszelkie próby  podważania sensu ówczesnego zrywu patriotycznego są wyrazem niezrozumienia historii i ducha naszego Narodu.

Co rok o tej porze

Co rok o tej porze

widzę Was,

jakby to dzisiaj było:

w sierpniowym słońcu

przemykających postaci cienie

pod murem kamienic,

na barykady pośpiesznie

stawianej stos.

Skupione w napięciu myśli,

co lecą dalej,

gdzie  czai się  wróg,

rysują czoła młodzieńcze

bruzdą,

a ona

 troskę zawiera

 i ...”głupią miłość”

 – jak mówił jeden z Was -

do „wielkich spraw”.



-Hej! Chłopcy, dziewczęta!

Bagnet na broń! – jak brzmi ta piosenka

 wśród dymu pożarów

i trzasku  wystrzałów,

i huku bomb…

I często świst

z piersi otwartej

łączy modlitwę i jęk,

a serce

wyskoczyć już chce,

by  jeszcze

pożegnać się z matką,

co łzy już wylane

zebrała w stągwie żałobne,

stawiane

jak znaki ofiarne  

dla przyszłych pokoleń.



Spod czapki zbyt wielkiej

czy hełmu -

dziecięcy, skupiony wzrok;

wpatruje się w przestrzeń zamkniętą

przez ogień, ruiny i krew ,

by skoczyć …i  zdążyć…

z rozkazem

lub listem miłosnym

pisanym w pośpiechu

na gruzach,

co dymią i drżą,

nim noc go ogarnie


i kirem odgrodzi od zła.

-----------------------------   

Mnie wówczas nie było,

lecz znałem - syn późny –

opowieść

o chłopcach, dziewczętach

i małych żołnierzach,

zbyt wcześnie

do śmierci dojrzałych.



Was dzisiaj wspominam

z wdzięcznością za tamtą

 sierpniową ofiarę,

niepomny na głosy, co zawsze

przeczyć próbują daremno,

Miłości stawiając rachunek.

Ja wiem,

co to Miłość bez granic,

gdy serce się kłóci z rozumem,

gdy trzeba  na śmierć

iść po kolei

j a k  k a m i e n i e  

p r z e z  B o g a  r z u c a n e

n a  s z a n i e c.



          1-2 sierpnia 2011 r.