Popularne posty

czwartek, 17 lipca 2014

Moje pszczoły 
  To, że rzadko ostatnio dokonuję wpisów, spowodowane jest m.in. pracą na działce i w pasiece. Trwa sezon pszczelarski, więc prac wszelkiego rodzaju z tym związanych jest mnóstwo. Można mieć pszczoły, ale - jak wyczytałem w książce początkującego miłośnika tych owadów, zatytułowanej "Bzykające hobby" (polecam wszystkim)- po miód i tak chodzić trzeba na targ. Ja mam pszczoły i wolę miodem dzielić się z innymi, niż go kupować. W "Przedśpiewie" pisałem o pszczołach w murze, ale wówczas nie udało mi się wgrać nakręconych filmików. Dziś, dzięki pomocy Haneczki, mogę to zrobić, zatem przypominam tekst z "Przedśpiewu" już z ilustracją filmową, składającą się z trzech obrazów . Czwartego filmiku nie udało się jeszcze wgrać, ale mam nadzieję, że się uda w następnym wpisie.
 Murowane "dziewczyny" Czasem pszczoły gnieżdżą się w różnych nietypowych miejscach. Tu akuratnie w murze obronnym klasztoru ss. benedyktynek, popularnie zwanego Opactwem (to pierwotne miejsce grodu Jarosław). Część z nich udało mi się przenieść do mojej pasieki. 
    Goszczący u mnie krewni zrobili sobie spacer po mieście. Zajrzeli również do Opactwa (zespół klasztorny ss benedyktynek, w którym mieści się obecnie Archidiecezjalne Centrum Kultury Chrześcijańskiej im. sł.b. Anny Jenke). Natknęli się na rój pszczół latających przy murze. Okazało się, że znalazły sobie tam nowe lokum, wykorzystując jakąś pustą przestrzeń zatkaną cegłami, których spoiny nie były zbyt dokładnie wypełnione. Oczywiście, krewni pomyśleli sobie zaraz o mnie i o mojej miłości do skrzydlatych dziewczyn, zatem nie omieszkali podzielić się ze mną tym odkryciem. 
    Udałem się na miejsce, wyposażony w odpowiedni sprzęt pszczelarski oraz dodatkowo w dłuto i młotek, którym miałem zamiar rozkuwać zabytkowy wprawdzie, ale nie tak dawno poprawiany mur. Wcześniej zdobyłem pozwolenie od ks.dyrektora zarządzającego obiektem, zwłaszcza, że obok muru , na którym umieszczone są w postaci kapliczek stacje "Golgoty Wschodu", przebiega brukowana ścieżka i zwiedzający turyści mogli być narażeni na pożądlenie. Oczywiście, barbarzyństwo w postaci rozkuwania muru nie doszło do skutku, bowiem spoiny były zbyt mocne. 
    Pszczoły wylatywały i wlatywały między szczelinami w dwóch odległych od siebie ok 1.5 m. miejscach, ponadto słychać było brzęczenie jeszcze metr niżej. Również na leżącej na ziemi czarnej folii znajdowała się jeszcze spora garść skupionych pszczół, a pod samym murem leżało ich kilkadziesiąt martwych, jakby wcześniej stoczyły walkę. Doszedłem do wniosku, że o miejsce w murze wcześniej toczyła się walka między kilkoma rojami. Wybrałem więc opcję drugą, czyli wykurzanie pszczół z muru dymem. Wpierw jednak zainteresowała mnie ta garść skłębionych pszczół na ziemi. Jeśli są tak skupione ze sobą, to musi wśród nich być królowa, matka. Udało mi się je wszystkie zebrać do rojnicy. Niebawem zaczęły do niej zlatywać inne pszczoły, a ja tymczasem wtłaczałem dym do wszystkich szpar muru, modląc się jedynie, by ktoś nie zaalarmował straży pożarnej, że pożar jest w  Opactwie.


                     Spostrzegłem, że mój szwagier, wszystko filmuje z bliska swoim aparatem, otoczony latającymi wokół pszczołami. Podziwiałem jego odwagę i spokój, tak potrzebny w tym momencie. Zresztą, był mi bardzo pomocny . Kiedy wykurzone częściowo pszczoły zaczęły wiązać się w kłąb rojowy na gałęzi jałowca, ściągnąłem je do rojnicy. Następną grupę pszczół również.





 Niestety, ponieważ działo się to późnym popołudniem, czas naglił i nie mogłem czekać, aż wszystkie pszczoły zdecydują się na nowe lokum. Zabrałem tyle, ile udało się zebrać do rojnicy i pomaszerowałem z nimi do odległej o 2 km pasieki na działce. Miałem przygotowany ul na rójkę. Pobrałem tylko z sąsiedniego ula dwie ramki z odkrytym czerwiem (niezasklepione larwy) i wsadziłem między przygotowane ramki z węzą (węza to arkusz wosku pszczelego z maszynowo odciśniętym wzorem komórek pszczelich). Na opartą o mostek wylotowy ula płytę pilśniową wysypałem wszystkie pszczoły, które natychmiast, niczym wojsko zaczęły maszerować do oczka, czyli do ula, wpierw obsiadając poddane ramki z czerwiem, by go ogrzać i karmić. Ten naturalny instynkt opiekuńczy pszczół wykorzystują pszczelarze podczas osadzania roju w nowym ulu, zabezpieczając się w ten sposób przed ucieczką pszczół, gdyby się im nowa siedziba nie spodobała.

Miłego oglądania