Popularne posty

wtorek, 26 stycznia 2016

Czas strachu, łez i nadziei

    Kiedyś publikowałem te wspomnienia w blogu "Przedśpiew". To już parę lat minęło. Przymierzałem się do wydania, ale zabrakło czasu na oszlifowanie. I może pozostałyby one nadal  w komputerowej "szufladzie", gdyby nie Hania / Malina , która namówiła mnie do wznowienia publikacji w tym blogu, bowiem z tamtym , w WP, różnie może być. Poza tym, są nowi czytelnicy, których może zainteresuje historia  ludzi z Podkarpacia w stanie wojennym. Może ktoś odnajdzie tu siebie, albo też losy kogoś bliskiego. Zapraszam
    Czas strachu, łez i nadziei

/Wspomnienia z okresu stanu wojennego/

                                  Wstęp.

    W życiu każdego człowieka mają miejsce ważne wydarzenia wpływające na jego dalsze losy. Szczególnej wagi nabierają te, które wplatają się w ciąg zdarzeń o zasięgu szerszym, zmieniających bieg historii kraju, Europy, a nawet świata.
    Dane mi było uczestniczyć czynnie w tego typu wydarzeniach i dzisiaj, z perspektywy lat uważam, że było to jakieś zrządzenie Opatrzności. W każdym bądź razie, w dużym stopniu wpłynęły na moje dalsze życie, na moją karierę zawodową i polityczną, na sytuację rodzinną. Słowem – na to, kim i jakim człowiekiem dziś jestem.
    Niedoszły drugi Matejko, pilot szybowcowy, aktor scen polskich i filmowy, reżyser – wystartowałem w życie dorosłe jako nauczyciel-polonista wiejskiej szkółki a potem szkoły średniej w niewielkim, historycznym i królewskim mieście, o którym wspomina obszernie Henryk Sienkiewicz w „Potopie”, położonym na południowo-wschodnich kresach ówczesnej PRL.
    Kiedy byłem już przykładnym mężem, zięciem i ojcem dwójki dzieciaków, wystającym nocami w kolejkach po mięso i inne produkty na kartki, los rzucił mi wyzwanie, z podjęciem którego, wbrew protestom żony i teściowej, ani chwili nie zwlekałem.
     Tak właśnie, we właściwym momencie historycznym, wskoczyłem do pociągu „Wolność”, stając się z woli swoich koleżanek i kolegów współtwórcą „Solidarności” nauczycielskiej i jej pierwszym przewodniczącym na cały dawny powiat. Wcześniej jednak uczestniczyłem w okupacyjnym strajku nauczycieli i lekarzy w Gdańsku, byłem świadkiem podpisania porozumienia z ówczesnym ministrem oświaty, doznałem zaszczytu spotkania się z legendarnymi postaciami opozycji, Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem oraz innymi późniejszymi bohaterami z pierwszych stron gazet krajowych i zagranicznych.
     To, co chcę tutaj zaprezentować, jest próbą utrwalenia tych znamiennych wydarzeń, w jakich dane mi było  czynnie uczestniczyć ponad ćwierć wieku temu. Ponieważ upływający czas czyni spustoszenie w pamięci, dlatego nie podaję szczegółowych dat, poza tymi najważniejszymi. Natomiast wszystkie wydarzenia tu przedstawione, są prawdziwe.
    Pragnę, aby te wspomnienia posłużyły moim bliskim i znajomym do przypomnienia okresu minionego, nie zawsze radosnego, ale mającego też swój specyficzny urok. Chcę również ocalić od zapomnienia ten fragment przeszłości, dla pokolenia moich wnucząt, któremu będzie się ona wydawała tak odległa, jak dla mnie czasy pierwszej i drugiej wojny światowej.

        
                                             
                                                I.

                             INTERNOWANIE

        Przyjechali po mnie w nocy z 15 na 16 grudnia 1981r., między godziną pierwsza a drugą. Zostałem obudzony przez ostry dźwięk dzwonka. Wcześniej, w półśnie słyszałem jakieś odgłosy zajeżdżającego samochodu, miażdżonej przez koła śnieżnej zmarzliny, trzask drzwi wejściowych do klatki schodowej, ale dopiero głos żony: „Tomek, przyszli po ciebie”, postawił mnie na nogi.
        Było ich pięciu- funkcjonariusze w cywilu, pewnie SB i jeden w mundurze „moro”, milicjant w randze podporucznika. To ci, którzy weszli do mieszkania. Za drzwiami, na klatce schodowej jeszcze ktoś był.
        Funkcjonariusz mundurowy, po sprawdzeniu, że jestem tym, o kogo im chodziło, kazał mi się ciepło ubrać, zabrać ze sobą niezbędne przybory osobiste. Oświadczył, że na mocy dekretu o stanie wojennym zostaję internowany do Nowej Wsi i że tam ciepły płaszcz na pewno mi się przyda.
        Jeden z esbeków, niski, pękaty, o twarzy jak księżyc w pełni – jak się później okazało, kpt. Cyrano i zarazem mój „opiekun”, dowódca grupy – prowadził w dużym pokoju dyskusję z moją małżonką, m.in. na temat wizerunku Chrystusa ukrzyżowanego – mojego obrazu wiszącego na ścianie. Przekonywał moją żonę, że taki obraz nie powinien wisieć w mieszkaniu nauczyciela socjalistycznej szkoły. Słyszałem ten fragment rozmowy, gdy wszedłem do pokoju po dokumenty.
       Wszystkie czynności związane z pakowaniem rzeczy, będąc pod stałym nadzorem przyglądających się temu funkcjonariuszy SB, wykonywałem chaotycznie. Umysł miałem zupełnie skołowaciały, nie wiedziałem, co mnie czeka. Różne myśli kotłowały mi się w głowie: jak zachowam się podczas przesłuchania; a co będzie, gdy zaczną bić (tego obawiałem się najbardziej); co by się stało, gdybym na zewnątrz wyrwał się i zaczął uciekać?…
        Pożegnałem się tylko z żoną i z teściową. Obie miały łzy w oczach, ale nie lamentowały. Dwójki dzieci – siedmioletniego Bartka i trzyletniej Kasi postanowiłem nie budzić. Panowie wyraźnie śpieszyli się.
       Kazano mi wsiąść do poloneza, na tylne siedzenie. Obok mnie usadowili się mundurowy i jeden z cywilów. Pozostali "rozpłynęli się" w nocy.  Ruszyliśmy. Kapitan Cyrano siedział obok kierowcy i co chwilę, odwracając do tyłu głowę, na przemian z mundurowym oskarżali „Solidarność” o wszystkie niecne sprawy. Faktycznie – jak twierdzili - ruch ten podobał im się, ale „ekstrema” wypaczyła ideały związku zawodowego, robiła zamieszanie w zakładach pracy i strajki, które zagrażały gospodarce; żądania „ekstremy” były niebezpieczne, zagrażały ustrojowi i sojuszom; „ekstrema” przygotowała listę komunistów, uczciwych Polaków, do wieszania, do likwidacji i dlatego generał Jaruzelski, aby ratować Polskę, wprowadził stan wojenny…
       Starałem się milczeć i nie podejmować dyskusji, choć język aż świerzbił, aby im odparować kontrargumentami. Jednak zdrowy rozsądek nakazywał milczeć, zwłaszcza, że zbliżaliśmy się do Przemyśla, pierwszego – jak się potem okazało – etapu mojego internowania.

środa, 6 stycznia 2016

Na pograniczu


   Dzisiaj, gdy obchodzimy święto Trzech Króli, nasi bracia grekokatolicy i prawosławni obchodzą wigilię Bożego Narodzenia poprzedzoną 40 dniowym postem.

    Moje strony to obecnie pogranicze, gdzie zachodnia kultura chrześcijańska  przenika się ze wschodnią. Mam dobre relacje z Ukraińcami mieszkającymi na tych terenach i "za kordonem" mimo, że ziemie te przesiąknięte są krwią przelaną w bratobójczych walkach w  niedawnych i odległych czasach. Pamięć o zbrodniach, o krzywdach wzajemnych nie przesłania tego, co dziś nas łączy - tak w sferze politycznej, jak i kulturowej oraz  duchowej. Jest to temat na osobny felieton. Dziś jednak chciałbym zaprosić wszystkich  do posłuchania przepięknych kolęd , jakie rozbrzmiewają  w cerkwiach i w domach naszych braci wschodniego obrządku.