Popularne posty

sobota, 13 grudnia 2014

 
 To zdjęcie plakatu sprzed 2 lat, gdy jeszcze rocznicę  wprowadzenia stanu wojennego obchodzono w normalnej atmosferze, nie tak, jak dziś.

 
Trzynastego 2014

 Trzynastego
- nawet w grudniu jest wiosna
tak jak dziś,
gdy wiatr 
z historią wziąwszy się za poły,
 słowami jak  liśćmi zeschłymi
zamęt w umysłach czyni .
Trzynastego,
roku pamiętnego
czas do drzwi załomotał,
strzępy snu rozwiewając,
łzom kazał płynąć...
zdawało się - bez końca.
Trzynastego...
jak trudno odgadnąć wśród swarów,
kto wygrał  lub przegrał naprawdę,
kto stał lub siedział
po stronie właściwej,
by dzisiaj
móc w lustrze się przyjrzeć
nie płonąc rumieńcem bezwstydu.
..........................................
Trzynastego
odchodzę w cień niepamięci,
unosząc dzban, który w cieśni
ukrywa  skarb mój bezcenny,
co wnukom przypomni, 
jak kochać
i żyć dla Ojczyzny.

Jarosław, 13 grudnia 2014 r.

niedziela, 19 października 2014

O czymże pisać...?

   Nie będę pisał o zbliżającej się starości, bo to nieunikniona oczywistość, jak również wszystko, co po niej następuje. W ciągu minionego okresu od ostatniego wpisu (a minęło już sporo czasu) pojawiało się wiele tematów ważnych i mniej ważnych, ale zasługujących na poruszenie, jednakże zawsze zabrakło czasu na ich zrealizowanie.
   Lato prędko minęło. Większość czasu spędziłem na działce i jednocześnie w pasiece. Do miasta rzadko wychodzę, a teraz szczególnie rzadko ze wzgledu na wiszących wszędzie kandydatów na burmistrza miasta, w tym, obecnego, jeszcze urzędującego, z którym niegdyś łączyły mnie solidarnościowe i kombatanckie relacje.  Z pewnością będę unikał spacerów po mieście aż do listopadowych wyborów, bo to już niebawem ogłoszone zostaną listy kandydatów na radnych i znowu , co rusz potykałbym się o "wisielców" i "wisielczynie" (bo to, według parytetu, ma być teraz więcej kobiet w radach).
 
Podobała mi się w portalu GOOGLE ta fotka, więc ją wkleiłem.
   W tym roku wyborczym odmówiłem różnym komitetom wyborczym udziału w wyborach, mimo proponowanego miejsca w czołówce, ale pomogłem znaleźć odpowiednich kandydatów  na listy dwom komitetom. I to mi wystarczy, bo z czynnej polityki wyleczyłem się skutecznie.
   Dwa tygodnie temu  rozpocząłem kopanie  dwóch działek (w środę skończyłem) i... złapało mnie lumbago. Przez kilka dni, aby zewlec się z łóżka, czy  powstać na nogi, musiałem szukać, jak w slalomie,  różnych skrętów ciała, by nie płakać z  bólu, a był on tak potworny, jakby mi ktoś nożem rozcinał krzyże. Plastry rozgrzewające i maści zrobiły swoje i po kilku dniach,  szczelnie opinając się kurtką, dokończyłem dzieła.
   Pszczoły również mam zabezpieczone na zimę, choć przez ciepłą jesień matki nie  zaprzestały czerwienia (nadal znoszą jajeczka, przez co zużywany jest pokarm przeznaczony na przezimowanie i wiosenny rozwój). Może  zima nie będzie taka ostra, wiosna prędko nadejdzie i pszczoły w dobrej kondycji rozpoczną sezon w przyszłym roku. Kilkoma zabiegami zwalczyłem pasożytujące pasożyty (warrozę) i  "moje dziewczyny" powinny być zdrowe, a to warunek dobrego przetrwania zimy. W jednej rodzinie pszczelej , na jednym plastrze,obok siebie  mam dwie królowe (matkę i córkę), obie znoszące jajeczka. Rzadko to spotykana sytuacja, ale zobaczymy, jak razem przezimują.Coś jednak te pszczoły "kombinują", bowiem zostało jeszcze kilka trutni Też im się udało. I tym optymistycznym akcentem kończę.
Tak wyglada oznaczona opalikiem królowa pszczół, czyli matka  wraz ze swoja świtą ( fotka pochodzi z zasobów portalu GOOGLE)


http://www.focus.pl/upload/article-pictures/1/1313_l.jpg

środa, 27 sierpnia 2014

pszczoły z muru




Już jestem.
   Po dłuższej przerwie spowodowanej  normalnym brakiem czasu i zmienną pogodą mającą  duży wpływ na samopoczucie, mogę  znowu wrócić do przerwanego tematu.   Udało mi się wreszcie umieścić na YouTube, a potem w tym blogu czwarty filmik z mojej pasieki, z cyklu "pszczoły z muru". Dziś to dla mnie wspomnienie  z pięknej wiosny i dobrze zapowiadającego się lata, gdy marzyłem o wspaniałym miodobraniu. 
  Tak, pierwszy zbiór był rekordowy, ale potem coś zaczęło się psuć. Liczyłem na miód akacjowy, ale załamanie pogody pokrzyżowało plany, więc zebrałem go  niewiele i to nie był już miód czysto akacjowy, tylko mieszany, który zaczął szybko krystalizować (nawiasem mówiąc, bardzo smaczny). Kwitnienie obfite lip dało znowu nadzieję na piękny zbiór, ale upały spowodowały, że nektarowanie było słabe i również niewiele miodu miałem . W dodatku dwie rodziny mi zachorowały, więc rozpocząłem leczenie. Ale o tym innym razem. Pozdrawiam i zachęcam do obejrzenia filmiku

czwartek, 17 lipca 2014

Moje pszczoły 
  To, że rzadko ostatnio dokonuję wpisów, spowodowane jest m.in. pracą na działce i w pasiece. Trwa sezon pszczelarski, więc prac wszelkiego rodzaju z tym związanych jest mnóstwo. Można mieć pszczoły, ale - jak wyczytałem w książce początkującego miłośnika tych owadów, zatytułowanej "Bzykające hobby" (polecam wszystkim)- po miód i tak chodzić trzeba na targ. Ja mam pszczoły i wolę miodem dzielić się z innymi, niż go kupować. W "Przedśpiewie" pisałem o pszczołach w murze, ale wówczas nie udało mi się wgrać nakręconych filmików. Dziś, dzięki pomocy Haneczki, mogę to zrobić, zatem przypominam tekst z "Przedśpiewu" już z ilustracją filmową, składającą się z trzech obrazów . Czwartego filmiku nie udało się jeszcze wgrać, ale mam nadzieję, że się uda w następnym wpisie.
 Murowane "dziewczyny" Czasem pszczoły gnieżdżą się w różnych nietypowych miejscach. Tu akuratnie w murze obronnym klasztoru ss. benedyktynek, popularnie zwanego Opactwem (to pierwotne miejsce grodu Jarosław). Część z nich udało mi się przenieść do mojej pasieki. 
    Goszczący u mnie krewni zrobili sobie spacer po mieście. Zajrzeli również do Opactwa (zespół klasztorny ss benedyktynek, w którym mieści się obecnie Archidiecezjalne Centrum Kultury Chrześcijańskiej im. sł.b. Anny Jenke). Natknęli się na rój pszczół latających przy murze. Okazało się, że znalazły sobie tam nowe lokum, wykorzystując jakąś pustą przestrzeń zatkaną cegłami, których spoiny nie były zbyt dokładnie wypełnione. Oczywiście, krewni pomyśleli sobie zaraz o mnie i o mojej miłości do skrzydlatych dziewczyn, zatem nie omieszkali podzielić się ze mną tym odkryciem. 
    Udałem się na miejsce, wyposażony w odpowiedni sprzęt pszczelarski oraz dodatkowo w dłuto i młotek, którym miałem zamiar rozkuwać zabytkowy wprawdzie, ale nie tak dawno poprawiany mur. Wcześniej zdobyłem pozwolenie od ks.dyrektora zarządzającego obiektem, zwłaszcza, że obok muru , na którym umieszczone są w postaci kapliczek stacje "Golgoty Wschodu", przebiega brukowana ścieżka i zwiedzający turyści mogli być narażeni na pożądlenie. Oczywiście, barbarzyństwo w postaci rozkuwania muru nie doszło do skutku, bowiem spoiny były zbyt mocne. 
    Pszczoły wylatywały i wlatywały między szczelinami w dwóch odległych od siebie ok 1.5 m. miejscach, ponadto słychać było brzęczenie jeszcze metr niżej. Również na leżącej na ziemi czarnej folii znajdowała się jeszcze spora garść skupionych pszczół, a pod samym murem leżało ich kilkadziesiąt martwych, jakby wcześniej stoczyły walkę. Doszedłem do wniosku, że o miejsce w murze wcześniej toczyła się walka między kilkoma rojami. Wybrałem więc opcję drugą, czyli wykurzanie pszczół z muru dymem. Wpierw jednak zainteresowała mnie ta garść skłębionych pszczół na ziemi. Jeśli są tak skupione ze sobą, to musi wśród nich być królowa, matka. Udało mi się je wszystkie zebrać do rojnicy. Niebawem zaczęły do niej zlatywać inne pszczoły, a ja tymczasem wtłaczałem dym do wszystkich szpar muru, modląc się jedynie, by ktoś nie zaalarmował straży pożarnej, że pożar jest w  Opactwie.


                     Spostrzegłem, że mój szwagier, wszystko filmuje z bliska swoim aparatem, otoczony latającymi wokół pszczołami. Podziwiałem jego odwagę i spokój, tak potrzebny w tym momencie. Zresztą, był mi bardzo pomocny . Kiedy wykurzone częściowo pszczoły zaczęły wiązać się w kłąb rojowy na gałęzi jałowca, ściągnąłem je do rojnicy. Następną grupę pszczół również.





 Niestety, ponieważ działo się to późnym popołudniem, czas naglił i nie mogłem czekać, aż wszystkie pszczoły zdecydują się na nowe lokum. Zabrałem tyle, ile udało się zebrać do rojnicy i pomaszerowałem z nimi do odległej o 2 km pasieki na działce. Miałem przygotowany ul na rójkę. Pobrałem tylko z sąsiedniego ula dwie ramki z odkrytym czerwiem (niezasklepione larwy) i wsadziłem między przygotowane ramki z węzą (węza to arkusz wosku pszczelego z maszynowo odciśniętym wzorem komórek pszczelich). Na opartą o mostek wylotowy ula płytę pilśniową wysypałem wszystkie pszczoły, które natychmiast, niczym wojsko zaczęły maszerować do oczka, czyli do ula, wpierw obsiadając poddane ramki z czerwiem, by go ogrzać i karmić. Ten naturalny instynkt opiekuńczy pszczół wykorzystują pszczelarze podczas osadzania roju w nowym ulu, zabezpieczając się w ten sposób przed ucieczką pszczół, gdyby się im nowa siedziba nie spodobała.

Miłego oglądania


czwartek, 15 maja 2014

O takich pannach, co niebieskie oczka mają
 
 Zdjęcie z zasobów GOOGLE
   Nasze znajome blogerki: Łucja ("Szkiełkiem, okiem i sercem") i Jolanta ("Lilarose") upamiętniły niemal równocześnie  wczorajszy Dzień Niezapominajki. Na pewno  nie umawiały się, ale obie zainspirowały mnie, ponieważ niezapominajki to prześliczne kwiatuszki tworzące błękitne kobierce, a przy tym posiadające jakąś magię, że oczu od nich oderwać nie sposób. 
   "Niezapominajki,
     to są kwiatki z bajki,
     modre oczka mają,
     modre oczka mają...." - śpiewała mi  w dzieciństwie Matula i stąd zapewne  mój sentyment do tych kwiatuszków, czarujących swą panieńską delikatnością, czystością, niewinnością, pięknem.
  Na wsi, gdzie wychowywałem się, zdobiły łąki, zwłaszcza nad stawem i nad rowem. Tam często zanurzałem się w trawie, podglądając z bliska  różne żuczki, motyle. Rwałem niezabudki , żabie oczka - bo tak  również nazywali niezapominajki  ludzie  w tej wsi - i zanosiłem Matuli, która robiła z nich bukiety. Miejscowe dziewczyny pasące krowy, wiły z nich wianuszki przeplatane białymi  stokrotkami i złotymi kaczeńcami.
To za moja działką.(Kliknij łapkę, by powiększyć)

     To pamietam z dzieciństwa. A teraz, patrząc na swoją działeczkę i jej otoczenie pełne niebieskich kęp niezapominajek, za każdym razem wracam wspomnieniami do tego beztroskiego dzieciństwa. Kiedy biorę się za koszenie trawy za płotem działki, gdzie przebiega rów,  małżonka upomina, bym jeszcze poczekał, aż niezapominajki przekwitną i rozsieją się same, by wiosną przyszłego roku znów cieszyć nasze oczy  swoją niezwykłą urodą.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mojemu Świętemu Janowi Pawłowi II





SANTO  SUBITO !
              (Słychać chóry aniołów - daleki śpiew wielkanocnej  pieśni - na końcu słychać:    "Alleluja! Alleluja!")

                                                       Ku niebu, on ku niebu, ku niebu ulata!
                                                       I od stóp jego wionęła
                                                       Biała jak śnieg szata ….  (A. Mickiewicz, Dziady cz. III,

                                                                                                      Widzenie Księdza Piotra  ) 

                                                      

Kim byłeś,

 że Piotr już Cię widział

w apogeum naszego dramatu?



Kim byłeś 

 w wizjach wieszczych

ujarzmionego narodu?



Kim byłeś

w objawieniu fatimskim

spełnionym niedawno?



Kim byłeś

w  stwórczym zamyśle Ojca,

nim zszedłeś

tę ziemię  odmienić

i wiosnę w Kościele uczynić,

wiarę w narodach ożywić,

mury obalić,

cierpieniem Miłość rozpalić?



Kim  byłeś,

przez życie idąc  po ludzku,

zwyczajnie,

Krzyż swój i innych

dźwigając, 

Matki

posłuszny wezwaniom,

by siłę, moc Ducha ukazać?



Kim byłeś,

że z Twoim  do Domu Ojca

 odejściem

świat zamarł na chwilę,

widząc, jak Księgi

wiatr karty zamknąwszy,

epokę nową zaczynał?

…………………………………….

A rzesze,

 płacząc , wołały :

SANTO SUBITO!

SANTO SUBITO!...

…………………………………….

I dopełniło się

SŁOWO PANA

na oczach Świata…

Święty! Święty!

Alleluja!

                                                            27 kwietnia 2014 – Święto Miłosierdzia Bożego,

                                                                Kanonizacja  Ojca Świętego, Jana Pawła II   

wtorek, 15 kwietnia 2014

Wszystkim moim Przyjaciółkom i Przyjaciołom, a także Znajomym i Nieznajomym Czytelnikom tego bloga z okazji zbliżających się Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzę radosnego przeżywania TAJEMNICY WIELKANOCNEGO PORANKA w rodzinnym gronie, w atmosferze radości i miłości. Niech Chrystus Zmartwychwstały obdarzy Was wszelkimi potrzebnymi łaskami  na każdy dzień Waszego życia.
 Z różnych przyczyn, częściowo niezależnych ode mnie, nie będę przez jakiś czas obecny na blogach / zdrowy jestem i nic mi nie grozi na razie, więc proszę się  nie martwić/. Jak czas pozwoli, to wrócę. Z tych samych powodów, osobnych życzeń na zaprzyjaźnionych blogach  nie będę pisał.

piątek, 21 marca 2014

Wiosna, ach to ty



"Wiosna, ach to ty"

   To już wiosna na pewno - i kalendarzowa,  i astronomiczna. A ja jestem z nią już od paru tygodni w komitywie wielkiej, wędrując prawie każdego dnia na działkę, do pasieki, gdzie ruch  ogromny z chwilą pojawienia się pierwszych kwitnących krokusów i śnieżynek. To nie to, co było w ub. roku, gdy liczyłem straty w  rodzinach pszczelich, gdy śnieg , deszcz, wiatr i zimno dręczyły nas do samych Świąt Wielkanocnych. W tym roku wszystkie pszczoły doskonale mi przezimowały i  rozwijają się już  ich nowe pokolenia, co postrzegam, patrząc na poidło oblegane przez robotnice czerpiące wodę. A ile przy tym wesołego brzęczenia - aż serce się raduje.
    Także porządkuję całą infrastrukturę pasieczną i przygotowuję ją do sezonu, który zapowiada się optymistycznie. Tu, na działce , w pasiece  uspokajam swoje nerwy, odrywając się na cały dzień od doniesień z Krymu, od tego wszystkiego zła, które czyni "car Putin" - bandyta , mały, współczesny  Hitlerek.
    Wiosna niesie nowe nadzieje, pozwala planować, pobudza do działania. I dlatego tak lubię wiosnę. "Wiosna, ach to ty!"


Zapraszam też do  : www.przedspiew.bloog.pl

niedziela, 26 stycznia 2014

OBRAZY

Witam po dłuższej przerwie. 
 Czasem uciekam od wszystkiego w zupełnie inny świat, o którym, będąc dzieckiem, marzyłem (o czymże jeszcze nie marzyłem?) i który miałem zdobywać pędzlem i farbami.
     Skończyłem odpowiednią szkołę średnią, ale marzenia poniosły mnie ku innej muzie, Melpomenie, która, dawszy mi kosza oficjalnie, nie opuściła jednak zupełnie i towarzyszyła przez lata belferskiej mitręgi, dając też liczne  powody do satysfakcji, jednakże bez sławy w blasku jupiterów.
    Swoje nabyte w szkole średniej umiejętności, niewątpliwie rodzinnym talentem poparte,  wykorzystuję stale, a raczej wykorzystują je inni, bowiem wszelkie moje obrazy - kopie i własnego pomysłu dzieła - zdobią ściany przyjaciół i rodziny jako prezenty z różnych okazji, hojnie rozdawane. Dziś, u schyłku swojej świetności życiowej (patrz poprzedni wpis) postanowiłem, z inspiracji specjalistki od zabytków, naszej  zacnej Haneczki, pokazać kilka swoich wcześniejszych i ostatnich prac,  chwaląc się jak pan Onufry słowami : "Jam ci to sprawił!"


Moja wnuczka, już wyrosła i zmieniła się. Ten portret otrzymała jako prezent pierwszokomunijny




Wcześniej jednak taki sam prezent w postaci portretu otrzymał wnuk . Też już wyrósł z dziecięcych lat i zaczyna rozdmuchiwać pod nosem młodzieńczego wąsika.




 Lubię kopiować  Kossaków. To już trzeci obraz Wojciecha Kossaka pt."Orlęta lwowskie"  , który skopiowałem w oparciu o mocno uszkodzoną reprodukcję dzieła mistrza. Przy ostatniej, którą wykonałem 2 lata temu, odkryłem, że Kossak  ten właśnie obraz kopiował wielokrotnie dla swych znajomych i  nie wszystkie wykonane zostały z odpowiednia dbałością. Oprócz tego motywu Orląt, namalował też młodzież lwowską na Cmentarzu Łyczakowskim w innym układzie.


         

W garażu u szwagra  znalazłem gazetową reprodukcję  obrazu Kossaka, przedstawiającą Marszałka na Kasztance. Ponieważ żona chciała mieć ten obraz na ścianie, a żonie  nie odmawia się, więc zrobiłem jej taki prezent.




To jeden z pierwszych moich pejzaży jesiennych z rozlewiskiem . Lubię barwy jesieni, lubię wodę , lubię, jak wyobraźnia widza zaczyna działać i  dopatrywać się szczegółów w dali.




Murillo -"Święta Rodzina" . To już trzecia kopia w moim wykonaniu. Niestety, zdjęcie niezbyt dobrej jakości, wykonane telefonem komórkowym. Może będę miał lepsze.Przyznam się szczerze, że przy tym obrazie modliłem się , a do tych dwóch smarkatych aniołków mam szczególny sentyment.

Może innym razem  zaprezentuję inne prace. I tak dosyć na dzisiaj. Pozdrawiam.