Rozdział 4
TRANSPORT DO OBOZU
Kolejny dzień, czwartek. Tej nocy trochę
drzemałem, budząc się co jakiś czas, by zmienić pozycję i dać odpocząć
niektórym częściom ciała od twardego podłoża. Przyzwyczailiśmy się do smrodu,
ale dokuczał brak możliwości umycia się. Janusz dostał dreszczy, więc dałem mu
płaszcz, w którym trochę pochodził po celi, a potem położył się i nakrył się
nim.
Zmianę strażnika w tym dniu miał stary
milicjant, którego nasz stomatolog Andrzej rozpoznał jako posterunkowego z
Birczy. Za jakieś przewinienie został „zesłany do ciupy”. Poczęstował Andrzeja
papierosem i powiedział, że wieczorem nas wywiozą do obozu. Przyjęliśmy to jako
zbawienną wiadomość, bowiem dość już mieliśmy tej celi - tego smrodu, brudu,
twardej scenki, widoku obskurnych, spleśniałych ścian.
Liczyliśmy niecierpliwie godziny, a czas,
jak na złość, biegł powoli. Ten dzień dłużył się niesamowicie. Wypełnialiśmy go
rozmową. Korzystając, że nie ma już wśród nas kapusia, mogliśmy swobodnie mówić
o swojej działalności związkowej, o tym, co się stało, o naszych rodzinach.
Gdzieś ok. szesnastej (strażnik p oinformował nas o godzinie) zaczęto nas brać p ojedynczo na p rzesłuchania.
Właściwie nie było to p rzesłuchanie,
tylko luźno zadawane p rzez kp t. Dembskiego p ytania:
czy nie zmądrzeliśmy p rzez ten czas?;
p o co nam to było? itd. Mówił, że
gdyby mógł, to inaczej by z nami rozmawiał. Mówił też, że „Solidarności” już
nie będzie, że nasze mrzonki o niej możemy sobie wybić z głowy. Zwracał się do
mnie w liczbie mnogiej, choć byliśmy tylko dwaj. Dolata i Kurowski byli na
rozmowie wcześniej.
Nie
chcąc dawać Dembskiemu pretekstu do agresji, wszystkie jego uwagi zbywałem
milczeniem. Na koniec podsunął mi DECYZJĘ O INTERNOWANIU oraz NAKAZ
ZATRZYMANIA, abym ten ostatni dokument podpisał. Przeczytałem, że nawoływałem
do niepokojów społecznych, że moja działalność zagrażała ustrojowi i sojuszom,
że planowałem napad na magazyny wojskowe w Kidałowicach. Ogarnęło mnie
oburzenie wobec takich wymyślonych zarzutów, więc, nie zdając sobie sprawy z
konsekwencji, dokonałem pierwszego aktu oporu.
- Tego nie będę podpisywał. –
powiedziałem z pełną determinacją w głosie i -chcąc zaznaczyć jakoś swój
sprzeciw wobec tych zarzutów- pod miejscem oznaczonym na podpis zatrzymanego
napisałem: Brak podstawy prawnej i
odmawiam podpisu. Przemyśl, 17.XII.1981 r. T. Petry .
Nie wiedziałem, czy ma to jakieś znaczenie
z prawnego punktu widzenia, ale dla mnie było ważne, że nie podpisałem „ich”
decyzji, tylko swoją adnotację.
Zobaczyłem wściekłość na twarzy
Dembskiego, ale było mi już wszystko jedno. Kiedy raz pokona się strach,
przestajemy się już bać.
- Ręce! – warknął przez zaciśnięte zęby
Dębski i sięgnął za siebie. Wyciągnąłem dłonie i…pierwszy raz w życiu poczułem
na przegubach kajdanki. Zawołał funkcjonariusza, który przyniósł mój bagaż. W
dużej, brązowej kopercie były sznurowadła, pas od spodni, zegarek i srebrny
łańcuszek z medalikiem. Zostałem na chwilę rozkuty, bym mógł zasznurować buty,
założyć pas, zegarek i łańcuszek. Kazano mi ubrać płaszcz i znowu skuto ręce.
Trzymając przed sobą teczkę i szmacianą
torbę, schodziłem za funkcjonariuszem do wyjścia. Była już chyba osiemnasta.
Odurzyło mnie mroźne, świeże powietrze. Przed wejściem stał kryty plandeką
milicyjny gazik, do którego mnie wsadzono. Siedzieli już w nim Andrzej i
Janusz, plecami do kierowcy, również skuci kajdankami. Obok nich usadowił się
jeden funkcjonariusz, obok mnie, na przeciw moich współtowarzyszy niedoli, drugi. Dembski usiadł obok kierowcy.
Jechaliśmy dość długo. Funkcjonariusze
zabronili nam rozmawiać, wiec podróż okropnie się dłużyła. W pewnym momencie,
na bieszczadzkich serpentynach wpadliśmy w poślizg i omal nie przewróciliśmy się. Odczuliśmy to natychmiast na przegubach
dłoni, gdyż w trakcie gwałtownych ruchów spowodowanych ostrym hamowaniem i
wyprowadzaniem pojazdu z poślizgu, nasze kajdanki zacisnęły się bardziej i
zaczęły niesamowicie uwierać. Na szczęście ten stan nie trwał już tak długo,
gdyż zbliżaliśmy się – jak wywnioskowaliśmy z rozmowy Dembskiego z kierowcą –
do celu naszej podróży, do obozu odosobnienia w Uhercach.
Cześć Tomek.
OdpowiedzUsuńTeraz po 35 latach fajnie się czyta, ale wtedy to nie była poezja...
A tak na marginesie, gdy już Ciebie skutego prowadzono, to Twoja torba szmacianka awansowała na samarkę.
Czekam na opublikowanie Twoich wspomnień drukiem.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Oj, Michale, jeszcze te torba pojawi się w raporcie SB
UsuńCzekałam na dalszą część::))A jednak bali się Was,kajdanki dawały im bezpieczeństwo ,że nic im nie zrobicie.Rozmawiałam z mężem o Tobie.Mąż opowiedział mi ,że był tym czasie w wojsku tam, gdzie Wałęsa siedział..Jeździł wojskowym autem ,takim jak Ciebie przewozili.Woził Kiszczaka,widział się z Wałęsą.Ten cały budynek z ogrodzeniem był niedostępny dla cywila..Ale mąż miał pozwolenie ,przewoził rożne dokumenty.Opowiadał mi ,że nie raz przywoził wódkę osadzonym .Bo okazało się ,że np.Wałęsa nie siedział w celi ,tylko mieli pokoje jak na wczasach..Widział kilka razy Wałęsy żonę z dziećmi.Biegały po posiadłości ,bawiły się..Dostał tez widokówki z autografem Wałęsy.Nasłuchał się różnych rzeczy ,woził na polowania całą świtę..Nie wiem jak inni mieli..Ale Pan Wałęsa był jak na wczasach.::))Jestem ciekawa w jakich warunkach was osadzili.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo był Arłamów Danusiu. Jeśli można mówić o osadzonych, to więźniem tam był tylko Wałęsa, natomiast pilnujący go funkcjonariusze tez w jakimś sensie byli "osadzeni". Oj, ciekawe by teraz miał wspomnienia Twój małżonek i mógłby niemało na nich zarobić. Pozdrów go ode mnie
UsuńTak, Arłamów należał do MSW, i należał do rządowych ośrodków myśliwskich.Tomku ,mąż się pyta::) Czy pamiętasz ,za czasów Gomułki i Gierka rządził Arłamowem pułkownik Doskoczyński.To było państwo w państwie.Tą część Bieszczad dostał w nagrodę za to,że uchronił Bieruta od zamach.został trafiony kulą w jądra..Doskoczyński był tam Panem .Wszyscy się go bali.Niektórzy żołnierze ze służby ,zarabiali na polowaniach tyle dewiz ,że kupowali po wyjściu z wojska ,nowe samochody.A niektórych za głupotę zamykał .Miał takie widzi misie .A za czasów Wałęsy rządził pułkownik Noga...Mąż był jeden z lubianych kierowców..Córkę woził do szkoły,codziennie bo była nauczycielką.A z żona jeździł na zakupy do Przemyśla i Ustrzyk Dolnych.Pułkownik był w porządku ....Wałęsa był pod jego rządami ,spotykali się ze sobą,rozmawiali.Kiedy wywozili Wałęsę na lotnisko za Arłamowem ,jechał konwój samochodów z BOR i kierowcami wojskowymi.Mąż jechał w tym konwoju ,wiózł jego wędki na ryby,torby i radio.Pożegnał się z nim przy samolocie.I na koniec zapytał męża."Kolega ze mną ,czy zostaje"Takie miał mąż spotkania z Wałęsą::))A mówił mi też ,że tam gdzie Ciebie osadzili, były ogrodzenia , ludziom internowanym rzucali papierosy,czekolady i inne rzeczy..Dużo nie trafiało za płot.Wszystko leżało między ogrodzeniem..To opowiadali mężowi koledzy,którzy to widzieli.Nawet nie wiedziałam ,że mój mąż,był świadkiem wielu spraw,jakie toczyły się w tamtych rejonach.Wiele mi opowiedział,po tylu latach jeszcze sporo pamięta::)))Pozdrawiamy Ciebie serdecznie.
UsuńPrzepraszam za nieskładne pisanie,teraz kiedy czytam ,widzę ile tego jest w zdaniach....""((( trochę mi wstyd.
UsuńNie szkodzi Danusiu, mnie tez się zdarza, gdy się spieszę. O tym przerzucaniu przez płot będzie w następnych odcinkach, a leciały tam głównie butelki z "czystą" :-)). No to teraz męża słuchaj, bo ma bardzo dużo do opowiadania. Słyszałem tym pułkowniku. Pozdrawiam
UsuńZnam doskonale Arłamów, ale już z innych czasów; kiedy pojechaliśmy tam po raz pierwszy w latach 90-tych, uderzyła nas pustka tego miejsca, mimo, że obiekt nie był opuszczony, nie spotkaliśmy ani jednej osoby, i było jakoś tak straszno; nawet w ostatnią sobotę w ramach rajdu zwiedzaliśmy nowy obiekt, na ścianie tablica pamiątkowa, poświęcona Wałęsie, jego portret na ściance wśród znakomitości, bywających w tym miejscu ... ponoć pan Wałęsa lubi tu wracać, łowi ryby, i nie dziwię się, mimo odosobnienia, widoki, lasy przepiękne; miejscowi opowiadają, że kiedy wojsko opuściło ten teren, a ogrodzenie tysięcy hektarów otwarto, na okoliczne pola wyszły ogromne stada jeleni, saren ... prawda to czy legenda już, nie potrafię powiedzieć; snuj swą opowieść Tomaszu, dalej, czytam z ciekawością, to dla mnie nieznana strona życia w tamtych czasach; pozdrawiam.
UsuńMarysiu, Lech Wałęsa tam był również w ub. roku. Odwiedziłem Twój blog z wpisem o ostatniej wycieczce. Odnalazłem na zdjęciach paru znajomych. Pozdrawiam
UsuńWidzisz, Tomaszu, jaki świat jest mały?
UsuńA ja mam w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę, bo okazało się, że znacie się z mężem moim, właśnie po linii pszczół:-) to ten wysoki "typ nordycki" Witek.
Pozdrowienia ślę serdeczne.
i ja bardzo czekałam ... już z samego rana tu byłam ale nie komentowałam, bo jak ten helikopter fruwam i nie mogę zdążyć. oj pamiętam takie łaziki , w noc 13 grunia podróżowałam małym fiacikiem z Wrocławia do Świdnicy, nie wiedziałam, że stan wojenny, masę było we Wrocławiu milicji, wozów , miasto oświetlone , uwijali się jak w ukropie ... ale za miastem cisza, zimno ciemno , drogi bez świateł i zawieja .. żadnego samochodu... ZUPEŁNIE INACZEJ NIŻ ZWYKLE W NOCY NA TEJ DRODZE ...
OdpowiedzUsuńHaneczko, pierwszy i ostatni raz jechałem takim gazikiem. Jak wyjeżdżaliśmy, to ulice były prawie puste, a jak jechał jakiś samochód, to na pewno wiadomo było, że to "służbowy"
UsuńTo wspomnienie pozostanie w Twojej pamięci do końca życia, niestety.Ech, kim wtedy był człowiek dla człowieka?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie..:-)
Jolu, dziś człowiek dla człowieka , a właściwie Polak dla Polaka w węższym zakresie jest tym samym... wilkiem
UsuńNo, niestety tak jest. I to jest bardzo przykre
UsuńJa gazikiem jechałam tylko raz w dzieciństwie , gdy byłam
OdpowiedzUsuńw leśniczówce, zapamiętałam drogę przez las i otwarty gazik, więcj szczegółów nie pamiętam, ale na pewno to nie była żadna wojskowa ani policyjna akcja a raczej prywatne wyjazdy...
Tomku, koniecznie wydaj te wspomnienia, niech takie fakty wyjdą na światło dzienne... .
Tomku.
Przekaz jest wiarygodny, bezpośredni, malowniczy i napisany pięknym, przejrzystym językiem. Nie lubię tekstów udziwnionych, obfitujących w jakieś gardłowe dwuznaczniki, naszpikowanych branżowym słownictwem i będących bełkotem "nowoczesnych" polskich
i obcojęzycznych aliaży, w niczym nieprzypominających
j. polskiego... Tekst powinien być kierowany do każdego odbiorcy.
Mistrzem ten, który jasno się wyraża. Jesteś mistrzem w tym zakresie.
Pozdrawiam i życzę miłych snów - Krystyna
Dziękuję Krysiu. Do dziś czuje niechęć do wsiadania do tego typu samochodów, choć juz zmieniły swój wygląd. Pozdrawiam.Tomasz
UsuńNo ja tu już ze dwa razy dawałem komentarz, ale go nie ma, może dlatego że z telefonu? Tomeczku, Zawsze mam wielki Szacunek , dla ludzi którzy noszą Ojczyznę w sercu i dla słusznej sprawy są gotowi poświecić wiele. Szanuje wszystkich internowanych, więzionych, tych którzy z sercem szli i działali. tych którzy dla wspólnego dzieła nie bali się więzień szykanowań, bicia upodlenia, bo wiedzieli że robią to dla Ojczyzny, dla innych. Z ogromnym szacunkiem podchodzę do wszystkich żołnierzy co przelewali krew za ojczyznę, serce otwieram dla żołnierzy wyklętych , dla wszystkich tych co ukochali nasz kraj i Polaków, dla tych co walczyli z komuną, przeciwstawiali się porąbanej władzy układu... Tomku popieram tu wypowiadane głosy opublikuj te Twoje wspomnienia...:)
OdpowiedzUsuńTomaszu. Dziekuje. Czegoś mi brakowało. Był jeszcze skuter OSA. I ojciec Osę dostał od kuzyna. I jeździłem Oską z ojcem na rybki. A także byliśmy raz na Mazurach. Zaraz uzupełnię to we wpisie. Najlepszym osiągalnym wtedy w sklepie była enerdowska Emzeta. Milicja na nich jeździła. A jeszcze przedtem na Junakach. na rybki dla mnie za wcześnie. Za miesiąc tak!
OdpowiedzUsuńMoja kuzynka Ola była w Warszawie w więzieniu dla Kobiet na Grochowie. Potem była internowana w Ośrodku Radia i Telewizji na Mazurach w Gołdapi. Razem z Olą odwiedziliśmy ten ośrodek latem 2004 roku. Niestety Ola na zawsze wyjechała z Polski do USA. Poniewaz była fahcowcem od ropy naftowej to tam w Teksasie zrobiła karierę inżyniera. Mieszka w Houston. A w Polsce stan wojenny zastał Ją w Petrochemii Płockiej. Działała tam w Solidarności. Mój Kolega z podwórka, który działał w NZS na Konserwatoriom Warszawski tez wyjechał do USA. I jest tam do dziś, założył rodzinę. Mam z Nim bardzo dobre kontakty. Jak widzisz różnie się losy układały. czyli nasza historia współczesna na przykładach poszczególnych osób.
Pozdrawiam Ciebie i pszczoły. Potem Ci napiszę u drugim Koledze z podwórka. Też działacza Solidarności.
Hej
Dziękuję Wojtku. Ciekawi mnie historia twojej kuzynki i kolegi Zdobądź jej wspomnienia . Myśmy w Uhercach słyszeli o Gołdapi, a u mnie przez dwie noce gościła aktorka Halina Mikołajska , która w Gołdapi również była internowana i całą jedną noc przegadaliśmy o życiu za kratkami oraz o prześladowaniach KOR-u. Pozdrawiam, Tomasz
UsuńDziwne , nie ma ostatniego, mego komentarza, a był, bo sprawdzałam. ..
OdpowiedzUsuńWidocznie zbyt pozytywnie napisałam. . .
Tomku, nie widzę tych linków. Pozdrawiam - Krystyna
Krysiu, jest wyżej, pod komentarzem Jolanty, opatrzony moja odpowiedzią. Nie rozumiem : "Widocznie zbyt pozytywnie napisałam. . .". :-o Linki są w blogu politycznym. Pozdrawiam, Tomasz
UsuńPopatrzcie Państwo, jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W panu Tomaszu gazik budzi przykre skojarzenia. I dziwić się nie można. Dla mnie gazik był jednym z modeli samochodów, na których uczyłem się jeździć. Prawo jazdy robiłem bowiem w ramach szkolenia wojskowego studentów i sporo ćwiczebnych jazd miałem właśnie na gaziku. Zapamiętałem go jako samochód bardzo przyjazny początkującemu kierowcy, wybaczajacy błędy, bezpieczny. Gazikiem, zakupionym z wojskowego demobilu przez mojego bliskiego znajomego jeździliśmy nad jezioro na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, gdzie w swoim czasie spędzałem znaczną część urlopu. Pakowaliśmy się w kilkanaście osób i polnymi drogami pruliśmy nad Jezioro Piaseczno. To była radocha.
OdpowiedzUsuńNie przypisujmy, panie Tomaszu, rzeczom złych lub dobrych cech. To od nas, ludzi, zależy, czemu będą służyć.
Pozdrawiam,
adam
Ma pan racje , panie Adamie . wszystko jednak zależy od okoliczności jazdy,celu oraz pozycji.
UsuńW czasie stanu wojennego pan Lech Wałęsa był internowany w Arłamowie. Miał tam stworzone przez bezpiekę komfortowe warunki pobytu. Później, już po przejsciu Arłąmowa w prywatne ręce dawny ośrodek URM roznudowano. Oto, co znalazłem na portalu wp:
OdpowiedzUsuń"W 2013 r. został oddany do użytku nowoczesny obiekt - hotel Arłamów, którego budowa kosztowała 370 mln zł. Nowo wybudowany kompleks powstał tuż obok starego ośrodka URM, który został gruntownie wyremontowany i funkcjonuje obecnie pod nazwą Rezydencja. Budynki połączone są podziemnym tunelem. Jedną z atrakcji kompleksu Arłamów jest Muzeum Skarbów Matki Ziemi. Do ośrodka należy także lądowisko Arłamów, od 2012 r. figurujące w ewidencji ULC. Co ciekawe, jedną z osób, która chętnie spędza tu czas jest sam Lech Wałęsa. - Są dwa miejsca, gdzie najlepiej wypoczywam - oznajmił w 2014 r. mikroblogu. I wymienił Miami oraz Arłamów. - Zawsze, jeśli mnie zaproszą, będę tu wypoczywał - zadeklarował. "
Panie Tomaszu, czy Pan równie chętnie odwiedza Uherce?
adam
Panie Adamie,z tymi miejscami wiążą się jakieś wspomnienia, bo tam pozostawiona została cząstka życia. Tak, w rok po wypuszczeniu na wolność, czułem potrzebę powrotu w tamto miejsce. Stałem pod bramą, ale mnie nie wpuszczono, bo tam jeszcze przebywali moi przyjaciele ze Śląska. Potem odwiedzaliśmy to miejsce, już po transformacji - robiliśmy tam spotkania. Ja byłem na dwóch, bo na resztę nie miałem juz czasu ani możliwości
Usuń