Rozdział 5
WŚRÓD
SWOICH
Dojechaliśmy p óźnym wieczorem do Zakładu Karnego w Uhercach.
- Przywiozłem nowy towar. – zwrócił się
Dembski do kogoś ze służby więziennej p rzy
mocno oświetlonej bramie obozowej.
Wjechaliśmy p rzed budynek
administracyjny, gdzie p rzejęła nas
tutejsza służba.
Jeszcze oszołomieni długa jazdą i słowami naszego
„opiekuna”, wygramoliliśmy się z gazika. Zostaliśmy rozkuci, co odczuliśmy jako
niesamowita ulgę, gdy do ścierpniętych dłoni zaczęła dopływać krew. Konwojowani
przez strażników, weszliśmy do - jak się później okazało - pawilonu
administracyjnego. Nastąpiły długie
formalności z wyp ełnianiem różnych
akt, kartotek; zadawanie p ytań typ u: imię i nazwisko, imiona rodziców, adres, wzrost,
waga, znaki szczególne… To wszystko trwało już jakieś p ół
godziny, a w żołądku zaczęło ściskać z głodu, również pęcherz dawał znać o
sobie. Jednakże schludne, p achnące
świeżym lakierem ściany, światło i ciep ło
p omieszczenia dawały p oczucie względnego bezp ieczeństwa,
zwłaszcza, że od op uszczenia
samochodu nie widzieliśmy już Dembskiego.
Kiedy zdawaliśmy do dep ozytu rzeczy osobiste, p op rosiłem p anią
p orucznik, by p ozwoliła
mi zatrzymać różaniec, łańcuszek z krzyżykiem i książeczkę do modlenia?
Przystała na moją p rośbę, ale
zegarek musiałem oddać. Na szczęście, p aska
od sp odni i sznurowadeł już nie
zabierano. Jeszcze p obranie z
magazynu bielizny p ościelowej,
której daleko było do białości, dwóch szarych kocy, aluminiowej miski, kubka,
łyżki i widelca. Tak objuczeni, p owędrowaliśmy
p rzez p lac,
do p iętrowego p awilonu
na górce, mijając kilka jasno oświetlonych bram, odzielajacych różne części
obszernego p lacu więziennego.
Kiedy zatrzasnęła się za nami ostatnia
brama jednego z wielu ogrodzonych wysoką siatką i oświetlonych sektorów,
ujrzeliśmy nap rzeciw, we wszystkich
okratowanych oknach głowy internowanych? Obserwowali nas od chwili p rzywiezienia.
– Skąd jesteście?! Kiedy was
zabrali?! Co tam słychać?! – rozległy się nawoływania.
–Jarosław! Przemyśl! Bircza! – zdążyliśmy p rawie równocześnie odkrzyknąć, bo już konwojujący
strażnik niemal zagarnął nas do głównej bramy p awilonu.
Zostaliśmy skierowani na p rawo i wp rowadzeni do celi nr12 na p arterze.
Cela przyp ominała
wielkością dużą salę lekcyjną. Stało w niej 8 p ar
różnie ustawionych, p iętrowych
łóżek. Na wp rost drzwi stał długi stół, p arę
taboretów i 2 ławki – wszystko w jednakowym p op ielatym kolorze. W rogu, na p rawo
od drzwi, oddzielona od sali niskim murkiem, znajdowała się toaleta: kibelek i
umywalka z lustrem. Wp rawdzie p oza
murkiem nie było żadnej osłony, ale dobre i to, bowiem sp łuczka
gwarantowała, że nie będziemy skazani na smród, jaki nam towarzyszył w celi p rzemyskiego aresztu.
Po p rzydzieleniu
nam wolnych p ryczy i wyjściu
strażnika natychmiast otoczyli nas internowani. Byli z różnych stron
województwa: z Lubaczowa, Przemyśla, Przeworska i okolic tych miast –
kolejarze, robotnicy, rolnicy lekarze, nauczyciele. Ściskali nas na p owitanie, jakbyśmy znali się od dawna. Też p ytaniom nie było końca: Skąd? Kiedy? Co słychać na
wolności? Jakie nastroje p anują
wśród sp ołeczeństwa?
Wszyscy już byli p o
kolacji, więc stanęliśmy p rzed p ersp ektywa
p ójścia sp ać
o p ustym żołądku, ale znaleźli
koledzy jeszcze p arę kromek chleba z
margaryną i marmoladą. Niestety, do p op icia nic już nie było, jedynie zimna woda z kranu.
Podczas naszej p ierwszej
kolacji obozowej, która wyjątkowo smakowała, zaczęli nam op owiadać, jak ich aresztowano, jak trzymano na
Komendach MO w Przemyślu, Jarosławiu, Przeworsku i Lubaczowie i jak ich p otem wieziono.
Wieziono ich autobusami z Przemyśla. Były też
kobiety. W okolicy Krościenka ktoś z konwoju p rzez
krótkofalówkę sp ytał, czy granica
jest otwarta. Wszyscy wp adli w p anikę myśląc, że teraz wywiozą ich „na białe
niedźwiedzie”. Podobno jedna z
kobiet zwariowała. Po p rzyjeździe na
miejsce i rozlokowaniu w p oszczególnych
celach p rzeżyli moment grozy, gdy
uzbrojeni w hełmy, tarcze i p ałki
klawisze wkroczyli do sal, demonstrując swoja siłę p op rzez bicie p ałkami
o tarcze. Na szczęście, był to tylko p okaz
siły.
O
21.30 wszedł jeden z klawiszy. Sprawdził obecność, p o
czym kazał rozebrać się , złożyć odzież w kostkę na taboretach i wynieść
wszystko na korytarz. Potem zgasił światło od zewnątrz, bowiem w celi nie było
włączników ani gniazdek sieciowych. Wystarczyło tylko światło z obozowych
latarni na zewnątrz, rozjaśniające cele na tyle, że można było grać w karty.
Ale na tę rozrywkę mogliśmy sobie p ozwolić
nieco p óźniej. Teraz rozp oczęły się „nocne rodaków rozmowy”.
Tomaszu, napiszę tylko Tyle Szacunek dla Kochających Polskę i tych co z sercem podchodzą do niej i do wszystkich. Dziekuje Ci za całokształt.
OdpowiedzUsuńA ja podpiszę się pod tekstem Damiana ... Dzisiaj taki jeden wyzwał ciebie od najgorszych i nas też wyzwał ... a pan prokurator Piotrowski z pogardą rzucił - KOD maszeruje w obronie donosiciela ... ot chichot historii ... pan Piotrowicz wtedy stał po drugiej stronie niż Ty , teraz też po drugiej stronie stoi, dobrze zna metody na takich jak Ty, myśli że się go boisz ? że my się boimy ? Przeminie ta władza tak jak poprzednia peerelowska przeminęła ... kłamstwem nie pojadą, historia im się wywinie, nie da przeinaczyć, chociaż pewnie za to zapłacimy, jak zwykle - my, nie oni
OdpowiedzUsuńWitaj Tomek.
OdpowiedzUsuńZłe to były czasy w których trzeba było dokonywać wyborów. Według mnie były trzy - stanąć okoniem, albo się podporządkować rygorom stanu wojennego. Była trzecia droga na skróty, czyli na współpracę z bezpieką. Na szczęście niewielu ją wybrało. Najtrudniej było internowanym, bo nie mieli większego wyboru, bo albo podpisanie lojalki i wyjście na wolność, albo siedzenie bez wyroku i terminu. Dobrze było zachować godność i przyzwoitość. Inna sprawa, że "internaty" były swoistą szkołą opozycjonistów.
Szacun Tomek, że dokonałeś właściwych wyborów i zachowałeś godność.
Co ja k... piszę, kto tego nie przeżył nigdy tego do końca nie zrozumie... Bo teraz późnourodzeni, albo kunktatorzy piszą nową historię.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
PS. Gdy mnie w 1971 roku wieźli ze Szczecina do Uherc (nie wiem czy Uherzec jest poprawnie) pociągiem z Przemyśla i gdy jecaliśmy przez tereny ZSRR i ruskie sołdaty weszli do wagonów aresztanckich, to myślałem, że jedziemy na Białe Niedźwiedzie... Straszne to było uczucie...
Damianie, Haniu i Michale, dziękuję> Nie przejmuję się, co mówią pyskacze, choćby byli na najwyższym urzędzie. Ja robię swoje i to, co uważam, że dla mojego kraju najważniejsze, najlepsze. To cząstka zaledwie to moje działanie, ale w zespole z innymi, zwłaszcza z tymi gorszego sortu (jak ja), możemy przyczynić się do poprawy naszej sytuacji i naszego wizerunku w świecie. Trollami nie przejmujmy się , ich miejsce nisko , przy ziemi, choćby wysoko głowy nosiły. Michale, masz rację, że ci, którzy chowali się za mamusinymi spódnicami w tamtym okresie, nie maja pojęcia o presji, jakiej poddani byli internowani, wiezieni, przesłuchiwani. Będę o tym pisał. Pozdrawiam Was
OdpowiedzUsuńWitaj Tomku .Czytam i przeżywam .Wyobrażam sobie ,jak musiałeś się czuć, także koledzy.Ale dobrze ,że warunki w celi były już lepsze.Można było psychicznie inaczej myśleć.
OdpowiedzUsuń...................................
Pan Adam jak widzę, zachowuję się jak świadek jehowy "NAMAWIAM"panie adamie" na tej pana ulicy dzieje się historia.Zamiast obrażać i wymądrzać się ,niech pan kameruje, to co za oknem ,wnuki pana będą mieli historię KODU.Prawda i tylko prawda..To ,że nie mieszkam w Polsce nie znaczy ,że nie widzę i nie słyszę .To także mój kraj,bo mieszkają też moi bliscy..Dlatego jestem całym sercem za KODEM i za ludźmi,którzy chcą dla Polski DOBRZE...A pan chyba lekko sfiksował ,po pana komentarzach widać ,że walczy pan z własnym cieniem..Bo tu MOC JEST Z NAMI..pan nie może przebić ściany....i nie przebije................................
Tomku przepraszam ,ale kiedy widzę p.A..to mam inne myślenie::)))))))) Pozdrawiam cieplutko::)
Czekam Tomaszu na chwilę wolnego czasu, by móc przeczytać całość, bo ostatnie miesiące narzuciły mi taką moc obowiązków, że zaprzyjaźnione blogi musiały ucierpieć!Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMIŁEJ NIEDZIELI WSZYSTKIM :-)
OdpowiedzUsuńDanusiu, o przeżyciach w nowym miejscu piszę dalej. Panem Adamem nie przejmuj się zanadto , pojawia się na krótko i znika.
OdpowiedzUsuńBasiu, wiem, co to jest dyrektorowanie w szkole, dlatego tak ciesze się ze statusu emeryta. Haneczko, juz jest nowy wpis na poniedziałek
Danusiu, o przeżyciach w nowym miejscu piszę dalej. Panem Adamem nie przejmuj się zanadto , pojawia się na krótko i znika.
OdpowiedzUsuńBasiu, wiem, co to jest dyrektorowanie w szkole, dlatego tak ciesze się ze statusu emeryta. Haneczko, juz jest nowy wpis na poniedziałek
Tylko ludzie silni nadzieją przetrwali aresztowania, upokorzenie, stan wojenny. Mam nadzieję, że historia się nie powtórzy.
OdpowiedzUsuńOni swoimi decyzjami mogą sprawić, że wróci koszmar.
Serdecznie pozdrawiam:)